Patrzyłam dziś w sklepie na płótno. Jeszcze nie pękło. Jeszcze nie ma drogi, choć widzę jej zarys we mgle.
Listopadowy koniec września.
Reposted from hormeza
Patrzyłam dziś w sklepie na płótno. Jeszcze nie pękło. Jeszcze nie ma drogi, choć widzę jej zarys we mgle.
Listopadowy koniec września.
Zachód słońca w porze równonocy.
Po sztormie ocean zaczął pachnieć zimno i kłująco. Na Esji spadł śnieg i nie stopaniał.
Zbieram w sobie szumy, promienie i róż przed mrokiem.
Chłodne piękno dotyka do samego szpiku.
Ostatnia pełnia tego lata, tuż przed równonocą.
Dziś, niespodziewanie przyszedł pierwszy prawdziwie zimowy sztorm, pomarańczowy alert ogłoszono na całej wyspie. Ocean wlewający się na ulice całego kraju, pierwsze śnieżyce. Płatki śniegu wirują w oszalalaym tańcu, zacierając granicę między jawa a snem. Widzialnym a niewidzialnym.
Niedługo nastanie prawdziwy już mrok. Na niebie nie ma miejsca dla ptaków, jest tylko miejsce dla tańczącej zielonej zorzy.
Wiatr wdziera mi się do domu. Wyje, dudni, zawodzi. Kocham ten śpiew. Tej zimy może się wdzierać i wydzierać ile mu się podoba. Nawet ten wiatr nie zna sposobu, by wymieść, wywiać ciepło z mojego serca.
Ten cytat opublikowałam na Facebooku po drugiej islandzkiej zimie.
Pierwsza zima wyciągnęła z nas wszystko. Żadnych demonów nie można było upchnąć w szafie. Duchy łapały za kostki w ciemności.
Na drugą zimę czekałam z niepokojem. Była spokojna. Przyniosła napięte nuty, które grały wraz z wyjącym za oknem wiatrem.
Trzeciez zimy piekłam pierniki i paliłam świeczki w mieszkaniu, w którym byliśmy już tylko we dwoje. Sporo moich roślin przetrwało do lata.
Czwarta zima przed nami. Już niedługo oficjalny koniec lata. Na Islandii są tylko dwie pory roku. Długa, sztormowa zima i krótkie, intensywne lato, podczas którego nie zazna się ciemności i zapomina się, jak wygląda nocne niebo pełne gwiazd.
Pierwsza zima wyciągnęła z nas wszystko. Zostaliśmy.
Latem nie mogłam doczekać się zimy. Sztormów i powrotu ciemności. Zielonej zorzy tańczącej na niebie. Odpoczynku. Read More »
Odebrałam dzisiaj paczkę na poczcie. Zabawny pan, który pomagał mi ostatnim razem w rozwikłaniu nadania przesłyki poznał mnie. To było miłe.
Paczkę trzymałam przy sercu, czując, jakbym trzymała prawdzwy skarb. Idąc w lekkim deszczu cieszyłam się jak dziecko i nie mogłam doczekać się, kiedy rozerwę folię, papier i będę mogła zajrzeć do wnętrza. Moje serce trzepotało jak mały, radosny ptaszek. Mieniący się metalicznie szpak.
Nie malowałam przez wiele lat. Nie rysowałam. Zaczynam na nowo. I dziwię się, że to może się podobać, mimo że najczęściej jest nieporadne, gubię proporcję, gubię perspektywę. Ale i tak daje mi to radość. I to moje skromne rysowanie czasem może dać radość i innym. Choć uśmiech. To jest najważniejsze. Frajda. Dziecięca frajda.
Świat jest kolorowy, a słońce zawsze świeci żółto w górnym rogu kartki. Read More »
Przyszła więc jesień. Nie boję się tego stwierdzenia. Gdy z nieba nieustannie pada deszcz, pojawiła się pierwsza zorza polarna i moja szafka na herbaty pęka w szwach, gdy siedzę owinięta kocem i czekam na kupienie ogromej dyni wiem, że jest. Wiem, że przyniesie mi wytchnienie.
Jesień ma w sobie przemijanie, to zejście do podziemi wszystkiego co żyje, by odpocząć, by narodzić się na nowo. Cykl Życia- Śmierci- Życia.
Jednak czasem śmierć jest ostateczna.
W pracy codziennie spotykam tych, którzy próbują przekonać Śmierć stojącą u stóp łóżka, by odeszła. Że to jeszcze nie ich moment. Jak w staje rosyjskiej legendzie, czasem można bowiem się z nią targować. Codziennie spotykam tych, którzy walczą, o lata, miesiące, dni. Wszyscy chcemy żyć. Na nowo odrodzić się na wiosnę.
Czasem jednak ta naturalna, wydawałoby się walka ustępuje wielkiemu zmęczeniu. Z różnych powodów. Czasem jesteśmy zbyt zmęczeni przez głosy we własnej głowie. Czasem przez ból. Dzisiaj zobaczyłam ogromne zmęczenie w pięknych, ciemnych oczach. Read More »
Mijając 2 miesiące, od kiedy pracuje w szpitalu, w wyuczonym zawodzie. W języku, którego nie znam. W działce medycyny, z której sporo zapomniałam, przez lata pracując w całkiem inny sposób.
Nie łudzę się, że przedłużą mi umowę. Czy też mówiąc inaczej, tkwię w dziwnym stanie zawieszenia. Nie znam języka w którym pisana jest dokumentacja, w którym mówić miałabym do współpracowników i pacjentów. Nie mam jeszcze pozwolenia na wykonywanie zawodu przez opieszałość urzędów ( te bowiem w każdym kraju pracują tak samo). Myślę, że popełniłam spory falstart zaczynając pracę na oddziale, bo z żadnej strony nie mam jak pokazać, jak wiele umiem. Przypominają mi się czasy studenckie, bo jestem tam bardziej stażystką, niż pełnoprawnym pracownikiem ochrony zdrowia. Nadchodzący miesiąc przyniesie rozwiązanie. Wóz albo przewóz. Read More »
Przedostatnia wiadomość : 14 stycznia. Tuż po tym, kiedy napisał, że jest w szpitalu.
Kolejna:15 lutego. Miesiąc później, kolejny mój esej o tym, że w razie czego po prostu jestem.
Ostatnia wiadomość: wczoraj.
Wszystkie przydługie, przesadnie tłumaczące, że nie chcę się narzucać. Wszystkie wyrażające to, że po prostu się martwię. Wiem, że żyjesz. Lajkujesz moje posty. Żadnej z wiadomości nie odczytałeś nawet.
Nie jesteśmy dla siebie nikim bliskim, po prostu pracowaliśmy razem w obcym dla nas kraju. Ty w barze, ja smażąc burgery w restauracji. Przez momemnt miałam wrażenie, że coś nas połączyło, nić porozumienia. Uznałam cię za pięknego człowieka. Zostałam zaskoczona tym, jak opowiadasz mi o pewnych intymnych szczegółach. Parę wspólnych, zaskakujących miejsc, realanych i tych z alternatywnej rzeczywistości, jak w sieci. Read More »
Dwa lata temu, gdy osunąłeś się w ciemność, słuchałam tej piosenki raz za razem. W dosłownej ciemności polarnej nocy pogrążyłeś się w jej całkiem innym rodzaju. Tam nie było ani gwiazd, ani księżyca, które przecież bieleją na niebie półocy nawet wówczas, gdy nie wstaje słońce.
Zeszłam do tej ciemności z tobą. I odnalazłam drogę powrotną. Nie dla siebie, a dla nas.
Przyszła wiosna. Przyszło polarne lato i było dla nas najjaśniejszym ze wszystkich, jaśniejszym od wielu, wielu innych z przeszłości. Narodziłeś się w jakiś bolesny sposób na nowo. Wraz z twoim ponownym przyjściem na świat zmieniła się nasza miłość. Dojrzała. Byliśmy jeszcze bliżej.
Bajka skończyła się dobrze.
Ale życie nie jest bajką.
Kocham cię najbardziej na świecie, więc to, jak na nowo, powoli, jeszcze nieznacznie idziesz w stronę mroku napawa mnie przerażeniem. Sprawia mi ból. Na razie, w sierpniu, lato dopiero zamiera. Ale boję się, że twój wewnętrzny mrok znów cię pochłonie, tak, że znów będę musiała chodzić za tobą do łazienki, niepewna, czy nie rozerwiesz swoich żył albo nie wymyślisz innego sposobu na skrócenie życia. Boję się, że gdy znów razem pogrążymy się w ciemności, nie znajdę twojego bijącego nadal serca i nie stworzę dla nas mapy. Ani dla nas, ani dla siebie. Read More »
Ponad rok już temu poznałam człowieka. Chłopca o najdziwniejszej, pięknej twarzy. Takiego, który poruszał się, jakby miał pokruszyć powietrze. Jakby pochodzącego z innego świata, wędrowca z innej planety, który przyszedł tu na chwilę, przez przypadek. Był turystą losu, który do niczego się nie przywiązuje, choć wszystko go ciekawi.
Pracowałam z nim.
Na początku cudownie było móc go po prostu obserwować. Uwielbiałam, uwielbiałam jego twarz. To była jedna z tych, dzięki ktorym czasem myślałam o powrocie do malowania, bo właśnie tę twarz chciałabym przenieść na płótno. Ze wszystkich, które znam, ktore kocham, wybrałabym twarz obcego człowieka. Wyjątkową. Cudaczną, a dla mnie piękną w przedziwny, magnetyczny sposób.
Na początku go obserwowałam. Potem zaczęliśmy rozmawiać. Złośliwość, ironia, żywa inteligencja. Specyficzne poczucie humoru. Widocznie szukaliśmy swojego towarzystwa, nie chcąc się sobie narzucać. Mimochodem, powoli, w czasie wolnym podchodziliśmy do siebie, zaczynając od wymieniania złośliwych uwag, a skończywszy zawsze na poważnych tematach. Zawsze jednak ktoś przeszkodził. Nie było możliwości, żeby porozmawiać dłużej. Read More »
Odzyskuję spokój. Zaczynam na nowo wierzyć w siebie i rosnę. Nie kulę się, tylko podnoszę wysoko głowę i oddycham głęboko. Nie jestem już przerażona.
Znów budzi się we mnie Dzika Kobieta. Królowa Pokoju.
Wszystko się układa. Jestem z Mężem, którego kocham i który kocha mnie. Nie znam lepszego związku- brzmi to butnie, wiem o tym. Ale jesteśmy przyjaciółmi i kochankami. Wreszcie znalazłam miejsce, gdzie chcę osiąść. Wierzę, że nawet układa się wszystko w tym kapitalistycznym narzuconym porzadku, bo zaczynam nieśmiało myśleć, że znalazłam pracę której chciałam i którą utrzymam.
Moje mięśnie są gotowe do biegu, ponownego biegu Dzikiej Kobiety. Wilczycy. Nakarmiłam się energią Slońca i Księżyca.
Mimo że jesteś moim przyjacielem, mam wrażenie, że nie chcesz o tym słyszeć.
Czasem mam wrażenie, że wolisz, gdy jestem słaba i przychodzę do ciebie z rozmową, którą próbuję się wtulić w twoje wystające żebra i obojczyki. Czasem mam wrażenie, że wolisz gdy płaczę i na wierzch wychodzą wszystkie moje śmierci, a nie zmartwychwstania. Read More »
Wracam do rysowania od paru miesiący. 10 lat przerwy. Myślałam już, że nie chwycę za ołówek. Nie w ten sposób, by siedzieć godzinami nad formatem A3 i szkicować. A jednak- stało się. Coraz odważniej myślę o płótnach.
Nadal nie rysuję tak dobrze jak kiedyś. Ręka musi się wprawić. Trzeba sobie przypomnieć, jak rysuje się cień i gdzie i jak przeciągnąć highlight. Jak oddać fakturę. Znów nauczyć się natury światła i mroku. Bo przecież na papierze, na płotnie światło i mrok są tak samo ważne jak w całej reszcie życia. Jak zwykle mam straszliwy problem z perspektywą. Gubię proporcję. Nigdy nie byłam hiperrealistką. Może nigdy nie zostanę. Ale przecież nie muszę.
Nie chcę być już w tym dobra. Chcę odczuwać radość.
Powrót do rysowania to pogodzenie się ze stratą. Ze śmiercią tych, których rysowałam i z którymi rysowałam. Read More »
W grudniu na Islandii noc trwa około 20 godzin.
Kocham uprawiać rośliny w domu. Nie mam ogrodu, w którym mogłabym siać i plewić. Mam za to mnóstwo roślin w doniczkach. Też takich, które znam od pestki, wsadzonej w ciemna ziemię. Mam do nich cierpliwość. Podlewam je, przesadzam. Mówię do nich, patrzę na nie z czułością. Nawilżam ich liście.
Bałam się, że nie przetrwają zimy. Poprzedniej bowiem straciłam kilka z nich. Zimę na Islandii przetrwają najsilniejsi. Zimowy mrok potrafi zabić. Nie tylko rośliny, ale i ludzi. Kiedyś już prawie zabrał mi męża.
Męża, który jest jednak ze mną. I wie, jak kocham rośliny. Dlatego dał mi nadzieję przed zimą, w środku deszczowego lata. Zbudował dla nich półkę, kupił odpowiednie dla nich żarówki. Buduje kolejne konstrukcje w naszym małym mieszkaniu dla całej reszty mojej uprawy. Dla mnie. Żebym nie płakała po kolejnej stracie. Dla nas, żebyśmy mieli więcej powodu do uśmiechu. Gdy śmieje się jedno, uśmiecha się drugie. Read More »
Może świat trzeba by było spalić.
Choć nie. On jest piękny. Tylko my, ludzie, czynimy go nadmiernie skomplikowanym. Rozczarowuje nas nie świat- cudowny w blasku słońca i chłodzie nocy. To nasze oczekiwania. To marzenie, by ułożyło się, tak jak my tego pragniemy. To nigdy tak nie działało. Nigdy nie zadziała. Jak napisał pewien pisarz, świat to nie instytucja do spełniania naszych marzeń. Miał cholerną rację.
I mimo piękna, świat nie ma obowiązku być sprawiedliwym. Nie dostajemy tego, na co zasłużyliśmy. A może, nam tylko się wydaje, co powinniśmy mieć, a co nie? Może świat wie lepiej.
Nie musimy spalać świata do szczętu. Czasem musimy spalić pewne mosty, choć to w ich kierunku nie chcemy rzucić zapałki najbardziej.
Znaleziony przypadkiem przynosi wspomnienia.
Na pewno nie byłeś złym mężczyzną. A ona nie była złą kobietą. Dlatego tym bardziej dopada mnie smutek, gdy pomyślę o tym, że nie było wam dane stworzyć coś razem. Może życie wiedziało najlepiej. Choć trudno mi w to uwierzyć, wiedząc, że ty nie żyjesz- a ona wcale nie jest szczęśliwa w świecie, w którym cię nie ma.
Mimo wszystko ta muzyka uspokaja. W deszczowe niedzielne popołudnie przynosi też wspomnienia tej przyjaźni, którą mieliśmy. Wspomnienie tego, jak słuchaliśmy Devendry w kółko na podłodze twojego poddasza i wierzyliśmy, że będziesz szczęśliwy.
Żadna z takich chwil nie wraca. Ale błogosławię życie za to, że w ogóle się zdarzyła.
Odczułam dzisiaj magię świata. Choć cały dzień padało, a niebo zasnute było ołowianymi chmurami, ujrzałam błękit w momencie, gdy słońce zasnuwało się cieniem.
Zaćmenie słońca, które mogłam zobaczyć. Które mogłam odczuć. Na północy o wiele silniejsze niż w Polsce. Silniejsze, choć nie całkowite.
Dzisiaj zniknął księżyc, tak, jak znika co 28 dni. Wszedł w pełen nów w momencie, gdy słońce wyglądało jak jabłko uryzione przez Złego Wilka, Fenrira. Jak z nordyckich eposów.
Ciemność.
W ciemności widać najwięcej. Poza spojrzeniem.
W ciemności czuć przepełniające nas, tętniące istnienie.
Ciemność nie jest zła. Ta dzisiejsza otula jak ciemność ziemi. Żyzna, ciepła gleba buzująca życiem. Jestem w niej jak nasiono, gotowe do wykiełkowania. We mnie są nasiona nowego, gotowe, by wyjśc na powierzchnię. Tylko trochę ciepła. Tylko trochę wody. Read More »
Mam wspaniałą mamę. I już wczoraj dzwoniłam do niej z okazji Dnia Matki. Dogdujemy się wspaniale, po latach, mimo że jako nastolatka byłam najgorszym, uciekającym z domu bachorem, jakiego można sobie wyobrazić. Moja matka nie jest doskonała. Mój dom był jedną wielką patologią, z ojcem alkoholikiem, przed którym moja matka chroniła mnie, jak tylko mogła. Moja matka popełniła wiele błędów. Jest człowiekiem. Ma wady. Ale jednocześnie pomogła mi tak, jak umiała. Wychowała mnie na niezależną kobietę. Osobę myślącą. Wiele jej zawdzieczam i do dzisiaj uwielbiam z nią rozmawiać.
Mój mąż nie ma takiego szczęścia. Pozornie pochodzi z idealnego, pełnego tradycji i ciepła domu. Ale prawie nie rozmawia ze swoimi rodzicami. Ciepło w jego domu- to pozory. A jego matka jest wiecznie nieszczęśliwą, próbującą kontrolować wszystko dookoła osobą. Jest toksyczna. I jak nikt inny potrafi złamać równowagę mojego męża. Jej obecność nie budzi w nim spokoju. Wręcz przeciwnie. Jej obecność rozszarpuje go na kawałki. Zatruwa mu serce i umysł. Nie jest w stanie z nią rozmawiać. Choć jest jego matką. Read More »
Mam już dość tego tygodnia, a jeszcze nawet nie wybiło poniedziałkowe południe.
Dzisiaj istnieje tylko czyste piękno.
To dziwna właściwość mojej natury. Gdy wszystko idealnie wręcz się układa, pytam się, czym będę musiała za to zapłacić. Jakby w życiu naprawdę miała istnieć kosmiczna równowaga.
Coraz mniej wierzę w karmę. Nie liczę, że moje pozornie dobre uczynki będą kiedykolwiek wynagrodzone. Nie oczekuję zapłaty, bo dobre były też złymi. To co ucieszyło jednego, komuś mogło złamać serce. I to jest w porządku. Tak ma być. Taki jest świat.
Próbuję więc rozświetlić radość.
Potrzebuję wyjazdu. Ruchu. Odcięcia i tylko twojej obecności obok mojej. Naszej samotności we dwoje, pośrodku gór, oceanu i zazieleniających się bagien, przy których najgłośniej walczą łabędzie walczące z krukami. Potrzebuję renifera, którego spotykm o 3 nad ranem, wychodząc z namiotu, bo muszę, już muszę oddać mocz, choć na dworze tak zimno. Prostego jedzenia. Zasypiania bez dachu nad głową. Read More »