Kiedyś ta piosenka kojarzyła mi się z tym, którego dzisiaj tak bardzo mi brakuje. Wtedy to on medytował o poranku, wyginał swoje ciało w nieprawdopodbnych asanach i hodował drzewka pomarańczowe. Wszystkie drzewka, które tylko mogłby wyrosnąć z pesek zjadanych przez niego owoców. Tak jakby udowiadniał, że z ofiarowanego życia zawsze może powstać nowe. Tak jakby udowiadniał, że ten cykl jest niezmienny, wieczny i piękny. Życie- Śmierć- Życie.
Dostałam od niego kiedyś i mango i awokado. Zgubiłam je potem w czasie i przestrzeni, wydając komuś, przeprowadzając się między kolejnymi mieszkaniami. Zgubiłam wiele rzeczy któe był od niego. Straciłam ich tak wiele w zmieniającym się życiu. To nic. To w porządku. Najważniejsze, że nie zgubiłam tego kawałka serca, który należał do niego. Nadal tam mieszka. Najważniejsze, że nie straciłam tego, czego mnie nauczył i tego, czego ja chciałam nauczyć jego. Read More »