Przedostatnia wiadomość : 14 stycznia. Tuż po tym, kiedy napisał, że jest w szpitalu. 

Kolejna:15 lutego. Miesiąc później, kolejny mój esej o tym, że w razie czego po prostu jestem. 

Ostatnia wiadomość: wczoraj. 

 

Wszystkie przydługie, przesadnie tłumaczące, że nie chcę się narzucać. Wszystkie wyrażające to, że po prostu się martwię. Wiem, że żyjesz. Lajkujesz moje posty. Żadnej z wiadomości nie odczytałeś nawet. 

Nie jesteśmy dla siebie nikim bliskim, po prostu pracowaliśmy razem w obcym dla nas kraju. Ty w barze, ja smażąc burgery w restauracji. Przez momemnt miałam wrażenie, że coś nas połączyło, nić porozumienia. Uznałam cię za pięknego człowieka. Zostałam zaskoczona tym, jak opowiadasz mi o pewnych intymnych szczegółach. Parę wspólnych, zaskakujących miejsc, realanych i tych z alternatywnej rzeczywistości, jak w sieci. 

Odszedłeś z pracy, zniknąłeś. Potem odeszłam stamtąd ja. To nie było dobre miejsce, choć były momenty dobrej zabawy. To zresztą nie ma żadnego znaczenia. 

 

Wyleciałeś z wyspy. Zachorowałeś. 

Nie odczytałeś żadnej z wiadomości. Tworzę scenariusze, według których unikasz mnie z wielu mniej lub bardziej skomplikowanych powodów. Psychiatira, przecież o tym pomyślałam jako o pierwszym, kiedy powiedziałeś o szpitalu. I nie odezwałeś się ani razu więcej. 

 

To, że wyjechałeś, wiem od naszych wspólynch znajomych, który też wyemigrowali na szarą wyspę jak ja i jak ty. 

Ani słowa. Więc ja obiecuję sobie, że nie będę tworzyć więcej scenariuszy w swojej głowie. Ta wczorajsza wiadomość, ten jedyny ostatni powód według mnie by do ciebie napisać. I wystarczy. Czasem o tobie pomyślę i będę życzyć ci dobrze. Jesteś jednym z przypadkowych ludzi w moim życiu. Nigdy nie rozpoczętą i niedoopowiedzianą historią. I to jest w porządku. 

 

Wiele razy w życiu przekonałam się, że warto gonić za ludźmi, bo po prostu są takimi, jakich chce się w swoim życiu. Prawie nigdy moja intuicja mnie nie zawiodła. I jestem wdzięczna za przyjaźnie, które nieraz na swojej upartości zbudowałam. Wiele razy przekonałam się, że warto spróbować raz, drugi, trzeci. Tyle czułosći, tyle bliskośći dzięki temu w moim życiu. Ludzie, za których jestem wdzięczna. Za to, że są. 

Warto próbować raz, drugi, trzeci. A potem warto odpuścić, wiedząc, że zrobiło się tyle, ile mogło, bo miało się przeczucie. Okazało się mylne i to też jest w porządku. Nie wszystkich możemy mieć w swoim życiu. 

 

Jedna wiadomość, druga, trzecia. Próbowałam. Więcej nie będę, nie mam tez żadnego żalu. Szczupły barmanie z dziwnym chodem i piękną twarzą, życzę ci najlepiej jak mogę. I jeśli kiedyś tu wrócisz, wiedz, że zawsze możesz mnie znaleźć. Jeśli kiedyś napiszesz, wiedz, że będę. Nie goniąc króliczka, a stojąc w miejscu na drodze naszej krótkiej znajomości. 

 

Znaliśmy się w pracy, byliśmy dla siebie nikim i dobrze będę wspominać te niektóre pośpieszne rozmowy. Do trzech razy sztuka. 

Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku i ten wyjątkowy dla ciebie dzień pomyślę o tobie, ale już nie napiszę. Uśmiechnę się, gdy po prostu polajkujesz mojego posta albo zrepostujesz coś ode mnie. Wystarczy że wiem że żyjesz. 

Nie będę już gonić tego jednego człowieka, jednego z wielu, na którego się uparłam, ale którego nie dogoniłam. 

 

Czuję się lżej. 


Reposted from hormeza