Reposted from hormeza
Reposted from hormeza
Jako dziecko
Zrywałam całe bukiety kwiatów
Przynosząc je do domu
Płakałam niesczerze ze złością gdy czasem
Ich główki mdlały po drodze
A płatki cichutko kruszały i odpadały
Zanim dotarłam do wymyślonego im celu
Nic nie obchodziło mnie za to
Gdy gniły w wazonie tygodniami
Może wtedy uniewrażliwiłam swoją tkankę
Na śmierć i rozkład
Teraz
Gdy latem wyspa wybucha
Fioletowym błękitem
Zmieniając jałowy ląd w ocean o barwie
Którego nigdy nie będą miały ludzkie oczy
Czuję pragnienie aż w dole brzucha
Chcę posiąść ten widok i jego ulotność
Zerwać całe naręcze łubinu
Zanieść do domu
Oswoić w czterech ścianach ten kolor
Hamuję jednak siebie i ruch dłoni która
Chce się zmienić w lipcu w sierp
Uciąć głowę pragnienia tradycją Judyty
Napoić je martwą stojącą wodą w wazonie Read More »
Nucę ciemnym nie głosem w głowie
Która wiecznie jest jak rozstrojone radio
Push the sky away
Zastanawiam się czy ciągle potrafię
To zrobić
Gdy to uczucie zagnieżdża się we mnie
Jak deszczowa chmura
Która codziennie i nieustannie
Zwilża mi serce
Pal licho tę ożywczą mżawkę
Którą mnie podlewa
Dzięki ktorej tyle we mnie
Zakwitło nagle na nowo
Wybuchło jak arktyczne lato
Gorzej jednak jest w dni burzy
Gdy tonę w powodzi od tej wody
I w przerażeniu obgryzam paznokcie
Wypłakuję ten nadmiar
Mówię sama do siebie szeptem
Miała być czułość a nie miłość
Durna naiwna idiotko
Nie możesz tego mylić pochopnie
Po wszystkim nad ranem zakładam
Czerwone kalosze
I żółty jadowity sztormiak
Na wszelki wypadek bo może
Źle rozpoznałam znowu własną prognozę
Jestem wyspą tu zawsze jest niestabilnie Read More »
Był mężczyzną
Ale w jego oczach mieszkała sarna
Schwytana w sidła po długiej pogoni
Czarne ślepia pełne strachu cierpienia
I niemej prośby dajcie mi już odpocząć
I choć nie dzieliłam z nim języka
A on potem swój własny na zawsze stracił
Najśpiewniej jak potrafiłam
Szeptałam trzymając go za rękę
Nic już nie bój
Na końcu nie boli
Przeczytałam potem w dokumentach
Że umarł we śnie
Przed dniem w którym chciałam przyjść
Usiąść i obrać mu pomarańczę koło łóżka
Jeśli wcześniej zrozumiał cokolwiek
To chociaż raz nie skłamałam
Gdy jeszcze padały między nami słowa
Zapytałam go czy ciągle pali
Czując od niego ten jedyny
Tak zmysłowy zapach tańca na krawędzi
Jaki noszą na sobie poeci
Zaśmiał się chrapliwie
I machnął ręką jak już na pożegnanie
A znasz pisarza chorego na raka Read More »
Moje stare swetry szepczą z szaf
Proszą żebym wytrarła łokcie
Ich rękawów do szczętu
W ogromne postrzępione dziury
Wsadzę rozszerzoną źrenicę
Zobaczę poprzednie życie
I odważę się czuć tak na nowo
Moje serce to papierowa łódeczka
Trzęsącą się na falach
Nieznanej wcześniej powodzi
Połykają ją dziś niespokojne oceany
W dziwnej porze kwitnienia bzów
Próbuję złączyć językiem rozstępy czasu
Moja dusza jest za mała
Na krwioobieg świata
On nie lubi czytać książek. Ja pochłaniam je na kilogramy.
On nie lubi poezji i nie czytam mu swoich wierszy. Ja oddycham poezją i uważam, że jest nią każde słowo.
On nie przepada za ludźmi i nie szuka ich towarzystwa. Ja kocham ludzi, zaprzyjaźniam się szybko i każdemu chce pomóc. Kocham paru innych ludzi, nawet gdy nie mówię tego wprost.
On jest poukładany, rozsądny i uwielbia przemyślany porządek. Ja jestem chaosem, który wszystko rozrzuca dookoła i cieszy się z szalonego tańca.
On wygląda dość groźnie i nikt nie zaczepi go na ulicy. Ja uśmiecham się do każdego obcego patrząc mu w oczy i zawsze będę tą osobą którą ktoś zapyta o drogę albo papierosa.
On naprawia rzeczy. Ja je psuję.
On układa plany. Ja potrafię tylko marzyć.
On ma genialny zmysł orientacji i zawsze zapamiętuje drogę którą szedł tylko raz. Ja gubię się w swoim rodzinnym mieście i płaczę aż nieraz gdy muszę dotrzeć gdzieś sama, wiedząc, że się zgubię. Read More »
Then, hello love
My invincible friend.
Hello love.
The thistle and the burr.
Hello love.
For you I have so many words
But I, I forget where we were
I forget where we were
Włóż we mnie palec i sam się przekonasz
Są momenty gdy nie ma we mnie życia
Choć moja skóra gorąca jak Mojżeszowy krzew
Chcący zawsze przekazać ci całą wiarę
W takim dniu jestem jak puste akwarium
Zdechły smutno wszystkie złote rybki
Co spełniłyby każde twoje życzenie
Jest tylko muł i szlam i kilka kamyczków
Włóż we mnie palec a nawet całą dłoń
Jeśli tylko chcesz się ubrudzić tą smołą
Posłusznie rozłożę uda i nic
Nie będzie się we mnie bronić
Już dawno temu opuściłam ci zwodzony most zawodów
Pomiędzy jednym a drugim murem
Wpusciłam cię do kościołów byś łagodnie je plądrował
Tak jak barbarzyńcy potrafią najczulej
Wejdź w moje ciało i głowę
Wniknij w anizokorię trupią źrenic
Przejdź inhalacją w płucach bez oddechu
Aż pękanie pęchrzyk jak wiwat w szampanie
Read More »
Wiele w życiu mówimy o bliznach. O tych zdarzeniach dosłownie odznaczonych na ciele i duszy, które zostawiają na zawsze zmienioną tkankę. Często pół żywą, przeobrażoną, ale mocniejszą. Rozmawiamy o tym, jak się ich nienawidzimy nieraz, jak przypominają nam o najgorszym momencie, ale jednak są piękne. Jak wiele wyrażają. To ślad, że przeżyliśmy, idziemy dalej, mimo że życie prawie gdzieś urwało się przedwcześnie. Albo umarło w nas coś, tak głęboko, że zostaje tylko to zrastanie przez lata.
Ja sama kocham blizny, sama mam kilka, więcej w duszy, niż na ciele. Nie przyoblekam ich właściwie w żaden wstyd. Te dramaty, tak widoczne. Czasem próżnie można pomyśleć, jak jest się dzielnym, silnym, że coś się zrosło.
Wiem, że ja człowiekiem jestem po prostu i dlatego jak człowiek przeżyłam, zrastam się szybko, bo takie a nie inne geny. Read More »
Stoję przed lustrem i dotykam po kolei
Niebolesnego szlaku rozstępów
Pełnych cierpienia galaktyk siniaków
Rozrywam usta w uśmiechu i koloruję powieki
Przywdziewając maskę błazna
Cały czas wmawiam sobie
Próbuję być dobrym człowiekiem
Ale wiem
Że bez problemu zjadłabym ochłap
Ludzkiego mięsa gdyby to mój samolot
Lądował awaryjnie w Andach
Patrzyłam w oczy ludziom w agoniach
Pozwalałam im odejść na zawsze
Modliłam się bez bogów o ich śmierć
Wybielając siebie w tej historii
Nie mogąc znieść prawdy o tym
Że tak naprawdę morderstwo
Jest po mojej stronie
Wiem że moja chciwość doznań
Kiedyś mnie zgubi
Nie bede potrafiła zatrzymać
Nieokreślonego w kwantowym równaniu
Wektora ruchu za daleko wyciągniętej ręki
Dotyku wsadzonego w rozwartą
Muszlę ostrygi bo Read More »
Zewsząd krzyk
Wirowanie wrzask i wrzawa
Soczewka oka pęka z nadmiaru piękna
Nie zatrzyma powidoku w kąciku
Gdzie zebraly się łzy
Bezdech senny na jawie
Blekitny szum pod stopami
Trace orientację i przysuwam sie
Do krawędzi
Aż osuwa się brzeg i stacza w pustkę
Nie bój sie nie skoczę
Choć kolana same uginają się w skowycie
To jak wielokrotny orgazm który
Rodzi najpiękniejszy rodzaj bólu
Doznanie szczytu
Nie opowiem ci o tym
Póki nie połączysz ze mną języka
Póki nie zaczniesz szeptać
Tym samym cieplem co
Czerwone piaski rozsuwające sie
Pod ciężarem moich bioder
Doznanie potopu
Nie opowiem ci o tym
Póki nie połknie nas ta sama fala
Póki nie skropli się na mojej skórze
Powolny ruch opuszków twoich palców
Jak kapiący lodowaty wosk
Nie bój się nie odlecę z alkami Read More »