Dawno tak bardzo nie chciałam uciec od wszystkiego i wszystkich.
Dawno tak bardzo nie pragnęłam i nie musiałam zostać.
Najbardziej chciałabym uciec od siebie. Pozbyć się wszystkiego, co mam w środku.
Wymazać, jak błędy zrobione ołówkiem na kartce.
Noszę twoje kości w moich kościach
Łamliwe co rusz aż do szpiku
Wysypujesz się do krwioobiegu
Tamujesz codzienny przepływ w sercu
Niedoszacowany czas zgonu
Pozwala mi ciagle łapać agonalny oddech
Nie ustaje przepływ elektryczny
Gdy chcę odpocząć pieścisz mnie
Po najczulszym obwodzie
To szalenstwo rozszerza źrenice
Można wybierać któreś z poniższych
Obie odpowiedzi moga być prawidłowe
A) miłość
B) śmierć
Odwijajac mięśniowe supły przypominasz sobie zasady. Z każdego spięcia mięsnia wypuszczasz emocje, żeby potem upuścić pojedyńczą łzę.
Nie mozesz żądać niczego od życia, ono nie należy do ciebie. Przepływa, a ty płyniesz w nim. Doceniasz to, co dostaniesz. Masz dumę, która nie pozwala ci prosić o więcej. Mimo wszystko zachowaj ją. Mimo że tak cię nieraz boli, zachowaj ją. To twój sposob na przetrwanie w największym błocie.
Nic nie należy do ciebie. Tylko ci sie przydarza. Przydarzają ci sie ludzie i wszystko z nimi związane. Przydarzają ci się związane z nimi emocje. Nikt i nic nie jest ci pisane, tylko ten właśnie moment. Sekundy śmiechu albo płaczu. Jedne po drugich. Nie szukasz sprawiedliwej równowagi.
Nie możesz żyć równoległym życiem, za kogoś, dla kogoś, przez kogoś. Z kimś. Nie pomagają w tym elastyczne stawy, są tylko sztywne formy wyborów. Twoich, cudzych. Zawsze płacisz jakąś cenę. Musisz by gotowa ją zapłacić, tak samo jak ponieść stratę. Read More »
Jedyną rzeczą, którą potrafię zrobić niezwykle cicho, jest płacz. Czuję sie bezpiecznie, gdy nikt go nie słyszy. Gdy mogę bez wyrzutów sumienia zająć się sobą, swoim bólem. Z dala od fałszywych obietnic pocieszenia jakie niesie podobno świat.
Wylałam więc pierwsze łzy i wcale nie poczułam ulgi. Są bowiem takie, które nic nie wyleczą. Nie sa lekarstwem na wyroki śmierci. A jednak płyną. Uparcie, skutecznie, przypominając, że są po prostu ludzkie. Nie będę ich zatrzymywać w następnych dniach. Wiem, że jeszcze będą mi potrzebne. Wiem, że pomimo całej zbroi dzielności zostaje mi na końcu być człowiekiem.
Ale wiem też, że to jeszcze nie jest czas na płacz, na żal. Ten mnie dogoni. Nie wiem, co stanie się ze mną po tym, co stanie się z nim. Śmierć, jedyna pewna nagle w naszym połączonym przez przypadek życiu. Czy ja to przeżyję? Umrze na pewno kolejna część mnie. Mam dosyć tego, że ludzie których naprawdę kocham, umierają. Od samego początku tej miłości wiedzialam, że tak się może stać. Mówiłam, że jestem świadoma, jestem gotowa. Read More »
Ludzie nie radzą sobie z cudzym bólem. Odruchowo uciekają zwierzęcym odruchem, jakby to było zaraźliwe. Znajdują zajecia. Znajdują milczenie.
Ale to jest zaraźliwe.
Ja nie radzę sobie z okazywaniem bólu. Na początku mu uciekam. Na początku nie pozwalam.
Z drugiej strony, co mówić, gdy nie ma już nic do powiedzenia?
Mówiliśmy:
Nie ma ciemności
Jest tylko coraz mniej światła
Dolina wsród gór jak siniak
Na sercu uderzonym przypadkiem
To nigdy nie byla kwestia skutków ubocznych
Przyszłość miała się po prostu zgadzać
Znamy ten scenarusz od samego początku
Nadal zgodzilibyśmy się na wszystko
Rozsypane słowa ukladam w delikatne
Równoważniki zdań oznajujacych
Zanim je ożywisz wibracją powietrza
Wczoraj zasadziłam w mokrej ligninie
Dębowy orzech żeby pomomo tego
Zimna mimo tej wszechobecnej rozpaczy
Nasiąkł w ciszy wodociągowa wodą z lodowca
Może przyniosła mu torche nadziei
Tak jak ze mnie wypłukała jej
Resztki o 4 nad ranem
W śnie zostawiasz mnie samą zanim jeszcze możemy się dotknąć. Odchodzisz, zanim pociągi mają w ogóle szansę wyprzedzić świt.
Nie dzielę z tobą ciemności. Ciemność jest we mnie i zamieszka tu na zawsze.
Na ustach mam melodię której jeszcze nie znał wszechświat.
Na tym obrazie jestem
Dziewczyną z zielenią jeziora w tle
Skapuję więc słowo za słowem
Jestem zjawiskiem krasowym
Jestem stalaktytem na
Twoim twardym podniebieniu
Wyciągnij do mnie rękę jak stalagmit
Czułość za czułością aż spójnie
Zlepi się ciągłość kolumny wbrew grawitacji
Rozmiękczyć kość w ustach można
Tylko gorącym językiem obcym
Jestem żywą wodą z jeziora
A nie mogę oprzeć się wrażeniu
W moich żyłach płynie twoja krew
Powinna zastygnąć
Zlepić krwinki w śmiertelnej czerwieni
Skrzepnąć
A ciągle wrze
Mam na to tyle głodnego miejsca
Jak przestrzeni w płucu na
Powtarzalny oddech od
Którego zależy moje życie
Daj mi więc Panie
Cierpliwą wędrówkę opuszka palca
Na cienkej wzburzonej skórze powieki
Gdy śnisz uparcie ból i stratę
Szlak żyły na dłoni zapamiętany jak
Jedyna mapa która nie blaknie w mej pamięci
Wrażliwość kropli śliny na sutku
Słony zapach linii szczęki
Każdy z krzyków i wstchnienie tuż po
Łzę przemieszaną z kroplą potu
Nieczułość jasnej zawsze tkanki blizn
Ciągle jednak uparty blask i łaknienie
Zmieszczę wszystko jak katedra
W której modlitwa na zdartych kolanach
I czuwanie i chwała na wysokości
I wieczną rozkosz racz jej dać Panie
Za źrenicą istnieje absolutna biel
Z niej wyrasta nowy człowiek i pokuta
Ostateczne światło które
Wydostaje się rozszerzeniem
I skowytem rozkoszy
A za tym jest tylko ból
Końca tego jedynego początku
Bogowie ktorzy przynoszą nam pokój
Zostawiają ci też bezdenną ciszę
To najwieksze kłamstwo naiwności
Słowa są bezpieczne
Śmieszy mnie gdy wierzysz
Istnieją bezpieczne hasła
Przy których można zahamować
Rozpędzony ruch wody spływajacej z gór
Rozlewającej się we mnie jak delta rzeki
Topnienie wiecznego lodowca jest jak
Najjaśniejsze ze słońc które
Muszą kiedyś poddać się zachodom
Utonąć w wodzie słonego oceanu
Mgła różowieje ostatnim zachodem
Nad tym miastem
Agonia przebłysków światła we mgle zanim
Zagasi się wszystko pospolitym
Zduszeniem papierosa w popielniczce
Wypalić to wszystko aż do krwawienia
Dziąseł i odparzenia na głodnych nadal wargach
Dym więźnie w gardle jak wiecznie zapętlenie
Niewypowiedzeń słów wytartego frazesu
Mierzyć trzeba siły na zamiar
Zamiar na możliwość
Możliwość na nadzieję skrojoną
Okiem i dłonią ślepca w piwnicy
Wrócić potem do domu
Wyleczyć wszystkie rany po
Przepalonej myśli i oparzenie na palcu
Zaszyć dziury w rękawie i sprać zapach
On zawsze zostaje w najczulszym
Zakamarku pamięci i nie słabnie
W mroku przepełnionym wiatrem znaleźć
Spokój czystości az sterylnej oddechu i widzieć
Niezatapialne światło z oddali
Jak latarnię nad którą czuwa wytrwały Read More »
Jak jedna krótka obecność może spowodować tyle uczucia braku, tyle nagle nieobecności?
Wypełnia serce, aż boli ciało.
Wszystko we mnie mówi "wróc do mnie ".
Zasłonię dzisiaj wszystkie lustra
Boje się spojrzeć sobie w oczy
A za plecami zobaczyć ciebie
Lepiej przyjdź do mnie we śnie
Tam twoj duch mnie dogania
O wiele łagodniej
Będąc umarłym ciągle masz
Niepopsute serce
Ja ciagle żywa mam
Niepopsute życie
Gdy muszę sie obudzić
Obwijam ranę bandażami
Dzielności i dumy
To największa z moich sztuczek
Oddzielam siebie
Cienka nieprzepuszczalną warstwą
Wzruszenia ramion
Między mną a nimi od lat
Boję się jutra
Powrotu do tamtego miasta
W którym zamknęło się życie
Nasze kroki
Nasze szepty
Brak odpowiedzi na płacz
Najgorszej utraty
Zasłonię nocą wszystkie lustra
Wyobrażając sobie że moje
Stopy dotrą nad nasze jezioro
Pod taflą wody zobaczę ciebie
Odwinę bandaże i wreszcie
Stanę przed kimś naga
Nie poczuję jak zimna w Read More »
Farba łuszcząca się ze ścian
Zawsze tylko na biało
Pożółkłe jak próchnienie w mojej kości
Odpada płatami martwy naskórek
To pożywnie spory grzyba i roztoczy
Przekształcą zawsze to obumieranie
W życie od nowa na nowo
Bez ustanku pierwotną mechaniką
Powinniśmy mieć dla niej więcej
Wyrozumiałości
Zatęchłe zapachy od których
Nie ma powrotu do kiedyś
Popsute przetwory zszarzałe w piwnicy
Nie rozpoznam którego lata to plon
Mętna woda bagien dawno już wyschła
Wilgoć przsącza się przez materac
Od góry a nie od dołu
Przechodząc przez próg domu
Staję się bezdomna
Reykjavík- Katowice
Zabrakło mi w tych dniach poezji
Słowa jak przemoczone ptaki
Przyziemne nieporadne
Nie ulecą ani o metr
Nie mam dla ciebie odpowiedzi
Za małe są wiersze by
Zmieścić w nich uczucie
Jak nazwać to co nie ma nazwy
W żadnym znamym mi języku
Jak opisać moment
Powtarzającego się snu
Gdy w tamtej źrenicy zawarła się cała
Czerń wszechświata
Głodne serce wystukuje bólem
Kolejne kilometry przypowietrznych torów
A czuję się jak nurek
Na ciemniejszym od rozpaczy dnie
Istnieje spełnienie które pustoszy
Bo nagle imploduje dusza
Gdy zabraknie najmniejszej cząstki powietrza
Jest jeden sposób by odzyskać oddech
Po prostu dotrzeć i trwać jak mucha
W bursztynie inkluzją a jednak
Iluzją wiecznie zaklętego momentu
Po prostu dotrzeć i nie zawrócić Read More »