Farba łuszcząca się ze ścian
Zawsze tylko na biało
Pożółkłe jak próchnienie w mojej kości
Odpada płatami martwy naskórek
To pożywnie spory grzyba i roztoczy
Przekształcą zawsze to obumieranie
W życie od nowa na nowo
Bez ustanku pierwotną mechaniką
Powinniśmy mieć dla niej więcej
Wyrozumiałości
Zatęchłe zapachy od których
Nie ma powrotu do kiedyś
Popsute przetwory zszarzałe w piwnicy
Nie rozpoznam którego lata to plon
Mętna woda bagien dawno już wyschła
Wilgoć przsącza się przez materac
Od góry a nie od dołu
Przechodząc przez próg domu
Staję się bezdomna
Reposted from hormeza