Ze szpikiem. 

405 posts 27 followers 14 following

Mgła różowieje ostatnim zachodem

Nad tym miastem 

Agonia przebłysków światła we mgle zanim

Zagasi się wszystko pospolitym 

Zduszeniem papierosa w popielniczce

 

Wypalić to wszystko aż do krwawienia

Dziąseł i odparzenia na głodnych nadal wargach

Dym więźnie w gardle jak wiecznie zapętlenie

Niewypowiedzeń słów wytartego frazesu

 

Mierzyć trzeba siły na zamiar 

Zamiar na możliwość 

Możliwość na nadzieję skrojoną 

Okiem i dłonią ślepca w piwnicy

 

Wrócić potem do domu

Wyleczyć wszystkie rany po

Przepalonej myśli i oparzenie na palcu

Zaszyć dziury w rękawie i sprać zapach

On zawsze zostaje w najczulszym

Zakamarku pamięci i nie słabnie 

 

W mroku przepełnionym wiatrem znaleźć 

Spokój czystości az sterylnej oddechu i widzieć

Niezatapialne światło z oddali

Jak latarnię nad którą czuwa wytrwały  Read More »


Reposted from hormeza

Jak jedna krótka obecność może spowodować tyle uczucia braku, tyle nagle nieobecności? 

 

Wypełnia serce, aż boli ciało. 

Wszystko we mnie mówi "wróc do mnie ". 


Reposted from hormeza

Zasłonię dzisiaj wszystkie lustra

Boje się spojrzeć sobie w oczy

A za plecami zobaczyć ciebie

 

Lepiej przyjdź do mnie we śnie 

Tam twoj duch mnie dogania

O wiele łagodniej 

Będąc umarłym ciągle masz

Niepopsute serce

Ja ciagle żywa mam

Niepopsute życie 

 

Gdy muszę sie obudzić 

Obwijam ranę bandażami

Dzielności i dumy

To największa z moich sztuczek

Oddzielam siebie

Cienka nieprzepuszczalną warstwą

Wzruszenia ramion 

Między mną a nimi od lat

 

Boję się jutra 

Powrotu do tamtego miasta 

W którym zamknęło się życie

Nasze kroki

Nasze szepty 

Brak odpowiedzi na płacz 

Najgorszej utraty 

 

Zasłonię nocą wszystkie lustra

Wyobrażając sobie że moje 

Stopy dotrą nad nasze jezioro

Pod taflą wody zobaczę ciebie 

 

Odwinę bandaże i wreszcie

Stanę przed kimś naga

Nie poczuję jak zimna w Read More »


Reposted from hormeza

Farba łuszcząca się ze ścian

Zawsze tylko na biało 

Pożółkłe jak próchnienie w mojej kości 

 

Odpada płatami martwy naskórek 

To pożywnie spory grzyba i roztoczy

 

Przekształcą zawsze to obumieranie 

W życie od nowa na nowo 

Bez ustanku pierwotną mechaniką 

Powinniśmy mieć dla niej więcej 

Wyrozumiałości

 

Zatęchłe zapachy od których

Nie ma powrotu do kiedyś

Popsute przetwory zszarzałe w piwnicy 

Nie rozpoznam którego lata to plon

 

Mętna woda bagien dawno już wyschła

Wilgoć przsącza się przez materac 

Od góry a nie od dołu 

Przechodząc przez próg domu

Staję się bezdomna


Reposted from hormeza

Reykjavík- Katowice 

 

Zabrakło mi w tych dniach poezji 

Słowa jak przemoczone ptaki

Przyziemne nieporadne

Nie ulecą ani o metr 

Nie mam dla ciebie odpowiedzi 

 

Za małe są wiersze by 

Zmieścić w nich uczucie

Jak nazwać to co nie ma nazwy

W żadnym znamym mi języku

Jak opisać moment

Powtarzającego się snu

Gdy w tamtej źrenicy zawarła się cała 

Czerń wszechświata 

 

Głodne serce wystukuje bólem 

Kolejne kilometry przypowietrznych torów 

A czuję się jak nurek

Na ciemniejszym od rozpaczy dnie

Istnieje spełnienie które pustoszy 

Bo nagle imploduje dusza

Gdy zabraknie najmniejszej cząstki powietrza 

 

Jest jeden sposób by odzyskać oddech

Po prostu dotrzeć i trwać jak mucha

W bursztynie inkluzją a jednak

Iluzją wiecznie zaklętego momentu

Po prostu dotrzeć i nie zawrócić  Read More »


Reposted from hormeza

"Nie daję już rady być godną dobrych wspomnień wersją samej siebie, jestem poirytowana i zaniepokojona faktem, że straciłam znaczenie, stałam się niewidzialna,  nie mam już nic do zaoferowania."

 

Helga Flatland, "Ostatni raz"


Reposted from hormeza

Lekcja do przypominienia:

Nic nie trwa wiecznie. Nie przyzwyczajaj się. Nie uzależniaj się od obecności. 

 

 

Za późno?


Reposted from hormeza

Muszę się przełamać. 

Muszę przestać się tak usztywniać. 

Muszę przestać robić z igły widły. 

Muszę zacisnąć zęby i udawać, że nic się nie dzieje.

Muszę posunąć na bok to dziwne poczucie nieokreślonej zdrady, zadry w sercu. 

 

 

Muszę? 


Reposted from hormeza

Na zewnątrz minus cztery

Zamieranie w słońcu ogłoszone

Srebrem szronu na opadłych liściach 

Ani jeden już drży na klonie za oknem

Jak drgnęłam ja gdy coś się 

Skończyło pękło we mnie

Cienką warstwą lodu na brudnej kałuży 

 

Rozprysk i zimny okruch sięgnął nawet 

Podniebnego krwioobiegu gałęzi drzew

Nieczynny jest na tle bladych błękitów

Mimo gwaru rozmow głodnych zimą szpaków i ludzi

Nikt nie wie kiedy wszystko będzie odwołane 

Wszystko co mamy to glupie pomówienia i plotki

Więc też nie wiem kiedy wreszcie zawolam siebie

 

Krzykiem jak w dzieciństwie od którego 

Pękają membrany i drżą szyby w oknach

Milczę uparcie goniąc samą siebie w berka

Nie chce się tak juz bawić lecz nie mogę przestać

Przeczucie ciebie jest tak blisko a czuję że

Muszę zamykać własne naczynia krwionośne  Read More »


Reposted from hormeza

Światło jakie znamy tonie 

Jeziora kałuż o zmierzchu

Tak łatwo w nich potknąć się o niewybór

Rozbić wargi o mur zapętleń schematów 

A miały je rozgryźć jedyne w ciele

Odsloniete kości cudzego ciała 

 

Gdy tak się zanurzam wbrew woli życia 

Nie chodzi o niedobór tlenu

Tracę ciepło jak drzewo które 

Zdecydowało sie zbyt późno by 

Zrzucić liście i cierpi

Tak samo na mnie pęka kora

 

Ostatnie z białych w krajobrazie brzóz 

Gapią się na nas zanim zamkną oczy

Oddaj mi powietrze kiedy aż boleśnie 

Odrzucam dumę żeby wtulić sie w ciepłą dłoń

Będę drgać w niej jak zagubiony szczygieł

 

W strudze deszczu umyj mi włosy 

Łagodnie łagodnie cierpliwie

Jak ciepym naparem z rumianku

Chcę odetchnąć raz jeszcze łąką

Bezpiecznie zasnąć pamiętając

Że tam gdzieś znów narodzi się żywe 


Reposted from hormeza

Przyznałam Ci śmiechem rację gdy mówiłeś

Pasuje do ciebie tytan wsadzony w kość 

Prawie jakbym była kuloodporna

 

A jestem tak łamliwa i dramatycznie podatna na ranę 

Ale zgodziłam się też i z tym mężczyzną 

Który nieustannie gryzł mnie prosto w serce

 

Kiwałam głową jak staruszka gdy wydłubywałam 

Z jego zębisk igły słów pełne miłości już po kłótni 

Żeby zaszyć rany na komorach i przedsionkach

 

On sprawdzał nieustannie ile krwotoków wytrzymam 

A potem właśnie mówił przy tobie zrozumiałem

Że to co miekkie i kruche jest niezniszczalne 

 

Tak mają dzieci poczęte w gwałcie 

Od razu rodzą się z grubą skórą która 

Goi się szybko i nie nadaje się na rękawiczkę 

 

Nas nie dogonią a na pewno nie mnie

Bo nauczyłam sie czegoś od kobiet ranionych 

Przez siedem pokoleń stygmatem próżnego pożądania  Read More »


Reposted from hormeza

Krzyk łamanych pod butami

Kręgosłupów zmrożonych traw

To moja ulubiona 

Piosenka zamierania

 

Suche żółte liście jeszcze szepczą

Wkrótce przemokną jak nasze oczy

Łzy niosą w sobie ulgę pamiętaj 

Gdy zamarzną będziemy wiedzieć

Z magii kształtu drobiny kryształu 

Dlaczego nadal oddychamy

 

Może właśnie po to by przeżyć

Bolesne piękno zimnego światła świtu 

Po całkiem bezsennej nocy

Pomniejsze samobójstwa spowite dymem

Obudzić w sobie ziarna i poczwarki

Które schodzą do podziemi wspomnień 

To nadal ma banalny

 Ludzki sens przebudzeń 

 

Zawsze umierają przy końcu roku

Padają jak muchy bo czują że kończy się czas

Tak mówili w sterylnych salach hospicjum

Jesienne wiersze pełne są zawsze śmierci

Pomio tego zimnym opuszkiem palca

Nakreślę ci na drżącej wardze

Pocałunek pełen czułości  Read More »


Reposted from hormeza

Codziennie oglądam wnętrza ciał

Bezkrwawe wiwisekcje 

Prawie dotykam tych białych kości

Obrośniętych ciemną masą mięsa 

Serca widzę wszystkie pęknięcia 

I rysy na pofaldowaniach umysłu

Ale nadal nie widziałam

Duszy 

 

Nie widziałam a uwierzyłam

Że to ona ulatywała z dygocacego na

Moich dłoniach ciałka drozda

Nie słyszałam a pokładam nadzieję 

Że to ona ze skwierczeniem odeszła

Z jednoskrzydłej tlustej muchy

 

Naiwnie szukam więc gdy mowa o świetle 

Które jest jaskrawe w ciemności 

Zamyka się za źrenicą tak

Że nigdy nie opuści twojego kosmosu

Dotknij mnie więc tam gdzie

Zbiera się cała moja miękkość 

Ufam twoim dłoniom nawet

 

Gdy będą miały ścisnąć mięsień 

Mojego serca jak nabrzmiały

Sokiem owoc wypij go 

Weź wszystko ale pamiętaj 

 

Są jednak rzeczy o których

Read More »
Reposted from hormeza

Zmęczyć ramiona i poranić dłonie 

Próbując przepłynąć lodowatość oceanu

Tonąc zrozumieć że można tym się

Zakrztusić ale przełknąć wypić 

Tlen czerpać mogą płuca 

Nawet z gestej czernią wody

 

Wypić wszystkie morza przez słomkę

Dotrzeć wreszcie śladem gazowego blasku

Do latarni zapalonej przed domem

Pozbawić wszystkie przydenne potwory

Wody ciśnienia i kryjówki 

Przestać bać się tego co ślisko żywe 

Tylko wówczas gdy nie dociera światło 

 

Ptakami latającymi nad nową pustynią

Nie oznaczać możliwości wyspy to nowy kontynent

Przeczesać grabkami piach i odkryć amonit

Uspokoić siebie i oddech wtedy 

Gdy spadnie deszcz jaskółki ulepią gniazdo 

Gotowe można mieszkać 

Stworzę nam drzwi stworzę nam okna

 

Zasieję w piachu len komosę i posadzę jabłoń 

Poglaszczę porosty których prawdziwe imię jest Read More »


Reposted from hormeza

Światło świata zmierzcha

A ty ciagle spoglądasz mi przez ramię 

Zawsze podskakuję przy nagłych dźwiękach 

Ale nie ma poruszenia w pierwszym

Instynkcie mojego lęku

Tylko tętnica chce wyrwać się spod

Miękkości żuchwy 

 

Do dzisiaj jak wszystkie rzeźne króliczki 

Czuję okropny ból gdy ktoś mnie tam dotyka

Jakbym byla ciagle tylko zwierzyną

Łowną błahym punktem zranień 

Jednym z wielu na mapie 

Pustego szkła twoich butelek

 

Kolejnym tylko numerem do

Odhaczenia na liście twoich 

Nigdy nie wykrytych zaburzeń

W tym miejscu były przecież normą

Ten świat zrobiłeś mi okrutnym ale wiem 

Przed tobą był już lepki

Od całego tego brudu 

 

Wylewało się tam smołę na dachy

Kryte eternitem i papą

Latem ciekły jak wodospady biednych

Ludzi ja zbierałam tę maź

I lepiłam z niej czarne bursztyny Read More »


Reposted from hormeza

Toronto- Reykjavík 

 

Mróz uderza zwierzęco w oddech

Rozbierz mnie z płatków śniegu 

I całego zmęczenia

Zapal świała zorzy znam je

Nie ranią przekrwionych oczu

Zmyj wszystkie 

Popioły osadzone na moich wargach

Zrobimy miejsce na nowe

 

Kaloryfer ma zimne stopy 

I wszystko pachnie farbą tamtego portretu

Obieram sen jak pomidora zasypiając 

Szukając spokoju w bajkach 

Które opowiadam bez słowa

Wierząc że znajdę w nich

Obrazy szczęśliwych zakończeń

 

Banalnie końce są niby początkiem

I tylko moje ciało ma 

Więcej ugryzień czasu 

I więcej jest 

śladów twoich zębów na sercu

Wróciłam do domu

Wiedząc że do siebie samej

Oddalonej o tyle blasków i czułości 

Wrócić się nie da


Reposted from hormeza

Kolekcja ostatnich ciepłych promieni światła 

W której czerwień schnie i traci swoje ciepło 

Kruszeje jak martwy motyl o pomarańczowych Skrzydełkach przyszpilony w gablocie dla 

Głupiej uciechy i chciwości 

Pozostał tylko ten zapach dymu 

 

Wpleciony mi między włosy jak czułe szepty

Wilgoć oddechu skroplonego na skroni

Pocałunek w czoło tylko tego jednego oczekuję

Gdy wrócę do domu pamiętaj 

Wypłuczę ostatni dźwięk zmierzchów z ust i splunę

Nie oglądając się za siebie choć nadal tęskniąc 

Próbując odsunąć zasłonę za którą 

Zawsze będą pogrzebane nasze kości 

 

W popiele w zwęgleniu po uderzeniu w drzewo

Gdzie zostawiłeś mi serce? szukam i wołam 

Śnię ci się jeszcze dalekim rozmazanym obrazem

Im bardziej wytężasz pamięć 

Tym bardziej znikam


Reposted from hormeza