Śnieg na ulicy skrzy się
Bardziej niż wszystkie miejskie neony
Zimno szyldów krzyczących pod stopami
Wlewa się chrzęstem lukier łamanego lodu
W moje małe blade serce
Woskowa bezkrwawa struktura mięśnia
Mimo wszystko tętni pod płaską kością ale i
Kruszy się jak andrzejkowa wróżba z dzieciństwa
Podejrzałam przyszłość przez dziurkę od klucza
Gdy lałam rozgrzaną płynna świecę wprost na
Skórę zamiast do miski z lodowatą wodą
Woskowa bezkrwawa struktura miłości
Widzisz ja też lubię czasem jak boli i dlatego
Rozdzielam się jak końcówka włosa na
Na trzy czworo a może i na pięć aż w końcu
Na milion nieistnień bo mam dwie linie
Na lewej dłoni i z niej czytam
Choć rozkosz sama sobie zadaję
Tylko dłonią prawą
I sięgam gdy wracam z krainy martwych swiateł
Do tego lepkiego potoku pomiedzy udami
Wlewam w woskowe serce trochę krwi
Troche koloru któremu nie nadano nazwy
Świeci w ciemności jak twoje wilgotne oko
Nie odwracaj się do mnie krzywizną pleców
Chcę zebyś widział
Chcę żebyś patrzył
Wtedy
Natychmiast dorastam
Natychmiast cofam się do początku
Z krzykiem rodzę się tam na nowo
Reposted from hormeza