Ze szpikiem. 

407 posts 27 followers 14 following

 

 

Sierpień zaczynamy podróżą przez pustkowie, które prowadzi do Krainy Elfów. Oaza w marsjańskim krajobrazie. 

 

Sierpień to zawsze miesiąc sprzecznych emocji. Najpiękniejsze i najtrudniejsze rocznice. 

Wspomnienia największych radości i żałoby. Spadające gwiazdy i pierwsza zorza jak zapowiedź zimowego spokoju. 

 

Sierpień to miesiąc, w którym przeczuwam śmiertelność, ale łagodzę jej smak zbiorami grzybów i jagód. Wypełnię dom zapachem drożdżowych jagodzianek i suszonych prawdziwków. 

 

Zaczęło się pięknie. I oby tak trwało. 


Reposted from hormeza

Tyle spokoju i chłodnego piękna. Aż trudno uwierzyć, że gdzieś poza jest inaczej. 

 

Trudne powroty do rzeczywistości. 

Chciałabym wlać w twoje zmeczone i przestraszone serce wszystko to, czym moje zostało napełnione podczas podróży. 

Przetrwamy. To i każde kolejne. 


Reposted from hormeza

 

 

W ciągu roku jest jedno święto, kiedy staram się dzień święty święcić. Sama je wybrałam. A może wybrało je coś o wiele głębiej zakorzenionego we mnie. 

23 lipca, Międzynarodowy Dzień Włóczkija. 

Dzień święty uświęcę. Pojadę na prywatny koniec świata.

Czekam na Męża, który nieszczęśliwie dziś pracuje. Ale nic to. Pakuję śpiwory, kuchenkę, metalowe kubki. Wszystko, co przyda się, by zrobić jedzenie nad brzegiem oceanu. Wszystko, co pozwoli się ogrzać zimną nocą, spędzaną pod gwiazdami. Wino i światełko w sercu. Tyle jeszcze niewybrzmiałego śmiechu. Może klka łez. 

Gdy tylko wróci, wyruszamy. Tam, gdzie znalazłam dom. 

"Żywy powróciłem do domu

Zaginiony żeglarz

Żywy

Powróciłem do domu

Niczym nurek "

Dopiero tam zrozumiałam, o czym śpiewał Jón Þór Birgisson. 

Zanim wyjechaliśmy na Islandię, oglądaliśmy film dokumentalny. Heima. o trasie zespołu Sigur Rós po wyspie. Heima. Dom.  Read More »


Reposted from hormeza

Nie

 

 

Nie mam na co narzekać, czuję życie i jest mi dobrze. Ale czasem biegnę, przed siebie, nadmiernie. 

Raz na jakiś czas uzbierane smutki wypłukują się pojedyńczymi łzami nad martwym drzewem, o któe przegrałam swoją skromną walkę. 

To dziwne lato, które sprawia, że czuję się pomiędzy. Mimo że tańczę w deszczu, to czasem jest go aż za długo. Zaczynam tęsknić za czasem zórz. Niedługo będę wypatrywać tej pierwszej, sierpniowej, słabej, ledwo majaczącej na horyzoncie. 

Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze chcę usiąść nad fiordem, rozpalić ognisko i posłuchać co mają mi do powiedzenia rybitwy, zanim odlecą na południe. 

Jeszcze nie teraz. Jeszcze weźmiesz mnie w podróż długą wstęgą dookoła gór, oceanu, bo obiecałeś, że wyjedziemy. 

 

Czasem biegnę za daleko i na moment spadam z krawędzi klifu świata. . Ale Ty bierzesz mnie do domu. Jesteś moim miękkim miejscem, w które upadam.  Read More »


Reposted from hormeza

102 dni. Aż zapisałam w kalendarzu. 

Nie tęsknię za Polską. Tylko za ludźmi, którzy nadal tam są i mają kawałek mojego serca. 

Po raz pierwszy w życiu polecę sama samolotem. Bez mojego męża. Tydzień rozłąki? Dla nas wręcz niewyobrażalne. A jednak lecę. Żeby choć tydzień spędzić przede wszystkim z Tą, której najbardziej na świecie brakuje mi obok. 

 

102 dni. Odliczanie czas start. 

Trochę się boję. Ale jeszcze bardziej się cieszę i nie mogę się doczekać. 

 

P. S. Bilety na Islandię jeszcze nigdy nie były tak tanie. 


Reposted from hormeza

Po tygodniu wakacji wróciłam do domu. Na swoją wyspę. 

Wczoraj spędziliśmy jeszcze dzień w Lodnynie. Nie przepadam za tym miastem. Tłum i ścisk. Zatęchłe powietrze. Spaliny i hałas. Każdy gdzieś się spieszyć. Nienawidzę na pewno angielskich lotnisk, bardziej, niż innych. Londyn nie jest dla mnie. Duże miasta także. Zwłaszcza w upale. 

 

I oto po pobudce o 3 nad ranem, biegu lotniskowym i feralnym lądowaniu przez islandzki wiatr - jestem w domu.

Nasz samolot prawie miał wypadek, ładując, pilot musiał poderwać maszynę do lotu i próbować posadzić ją na ziemi jeszcze raz - co uświadamia, że nie jesteśmy ptakami. I co uświadamia, że jeśli umrzeć, to najwazniejsze że razem. 

 

Podróże są cudowne. Kocham ten ruch, doznawanie, potrzebuje ich. Są potrzebną mi częścią życia. Może jakimś rodzajem nieodzownego uzupełnienia, o którym zawsze marzyłam. Mimo zmęczenia które przynoszą, spalonej skóry i wypadających włosów. Doznania, odczucia. Tego nikt mi nie zabierze. Nigdy.  Read More »


Reposted from hormeza

Ostatni posiłek w Portugalii. 

Czas wracać do domu. Jeszcze jedne przystanek, Londyn. 

Szkoda, że dobre rzeczy tak szybko się kończą. Dobrze, że ma się dom, do którego chce się wrócić i odpocząć. 

 

Spalona słońcem skóra (od 2 lat oglądała tylko islandzkie słońce) . Krwioobieg zmieniony w wino. Parę marzeń o spróbowaniu pewnych rzecyz odhaczone z listy. Wracamy do domu, ale już marzymy o kolejnym miejscu. 

 

 

Chcę cię kochać w każdym mieście świata. 


Reposted from hormeza

Backpacks finally packed. 

Tomorrow, after more than two years, I'm finally going to a place where I haven't been before. Where no one knows my name. Where I can get lost in the nooks and crannies of old streets. And drink lots of wine.

Porto, be good to me! 


Reposted from hormeza

My first one bread. Yes, I am kind of proud of myself ❤️


Reposted from hormeza

 

Dla was to zwykły garnek. Dla mnie najcudowniejszy prezent świata. Najcudowniejszy tym bardziej, że niespodziewany. 

Od dłuższego czasu marzy mi się garnek, w którym mogę piec chleb. Ciężki, żeliwny albo kamionkowy garnek, który rozgrzewa się tak, że robienie w nim chleba uznaję za sport ekstremalny. Niestety, na Islandii, gdzie mieszkam, ów rzeczy są niebotycznie drogie. Jak wiele zresztą. Odłożyłam marzenie o garnku na półkę. Na bliżej nieokreślone kiedyś. 

 

Tym większe moje zdziwienie było, gdy mój mąż wpadł do domu z ciężką paczką. To dla ciebie, powiedział. Zgłupiałam. Nic nie zamawiałam. W ogóle rzadko coś kupuję. Rozpakowałam i nie wierzyłam. Garnek. Żeliwny. Ciężki. Idealny do pieczenia chleba. 

Okazało się, że mój mąż w porozumieniu z naszymi przyjaciółmi zamówił mi garnek w Polsce. I od paru tygodniu czekał na paczkę. Żeby zrobić mi prezent. Bez okazji. Bez powodu. Z miłości.  Read More »


Reposted from hormeza


Koncert, na który czekałam dwa lata. Miał odbyć się we wrześniu 2020 roku. kolejne fale pandemii przesuwały go w czasie. I wreszcie dzisiaj, usłyszę Wardrunę, na islandzkiej ziemi. W sali, która z założenia ma wyglądać jak wnętrze wulkanu. 

Gdzie może brzmieć piękniej? 


Reposted from hormeza

Pierwsze piwo w plenerze mojego czwartego islandzkiego lata. 

Pięknie się żyje. 


Reposted from hormeza

Dobiłam do 32 levelu. 

I wcale nie czuję się staro. Wcale nie przygniata mnie przemijanie. Wręcz przeciwnie. Od kiedy odczarowałam pewne żałoby, dzień urodzin jest dla mnie zawsze pełen radości i wdzięczności. Takiej, przez które do oczu napływają najpiękniejsze łzy. 

W dniu urodzin dosadnie zdaję sobie sprawę, że mam wszystko, czego potrzebuję do życia. Jak to powiedział mi dzisiaj jeden przyjaciel, "właściwie nie wiadomo, czego mi życzyć. Chyba żeby tak trwało". Jak napisał drugi, "moje życie wydaje się najbliższe temu, co w życiu człowieka jest najbardziej oczekiwanie, najlepsze, najpiękniejsze". I nie chciałam się z nimi nie zgadzać . Mają rację. 

Urodziny uświadamiają mi, że pomimo rozlicznych, naturalnych smutków, problemów dnia codziennego, jestem spokojnie szczęśliwym człowiekiem, a moje życie jest pełne i piękne. Jest w nim czułość i szczególny rodzaj miłości. Jest w nim dobro, ciepło, doznania i zachwyt.  Read More »


Reposted from hormeza



Ze świata czterech stron, z jarzębinowych dróg

Gdzie las spalony, wiatr zmęczony, noc i front

Gdzie niezebrany plon, gdzie poczerniały głóg

Wstaje dzień. 

 

Słońce przytuli nas do swych rąk i spójrz, 

Ziemia ciężka od krwi

Znowu urodzi nam zboża łan, złoty kurz

Przyjmą kobiety nas pod swój dach i spójrz

Będą śmiać się przez łzy

Znowu do tańca ktoś zagra nam

Może już

 

Za dzień, za dwa, za noc, za trzy

Choć nie dziś

Za noc, za dzień, doczekasz się

Wstanie świt

 

Chleby upieką się w piecach nam i spójrz

Tam gdzie tylko był dym

Kwiatem zabliźni się wojny ślad, barwą róż

Dzieci urodzą się nowe nam i spójrz, 

Będą śmiać się że my zwnó wspominamy 

Ten podły czas,

Porę burz. 

 

Za dzień, za dwa, za noc, za trzy

Choć nie dziś. 

Za noc, na dzień, doczekasz się, 

Wstanie świt.  Read More »


Reposted from hormeza

Halo halo Kraków! 

Mieszkańcy i bywalcy - znacie jakieś dobre restauracje? Zwłaszcza z tradycyjnym polskim jedzeniem? Koleżanka z pracy, Islandka, pod koniec marca jedzie do Krakowa. Była już raz, zakochała się w mieście i odwiedza po raz kolejny. Czy obecni tu krakowianie mają jakieś godne polecenia, zaufane miejsca, gdzie można naprawdę dobrze zjeść? Tak żeby zasmakować lokalnej kuchni (choć propozycje innych kierunków kuchennych też chętnie przyjmę)? Nie musi być supertanio. 

Jakieś śliczne kawiarnie, dobre puby i miejsca na super sniadania też wchodzą w grę. Pomóżmy mojej islandzkiej koleżance dobrze zjeść w Krakowie 😊

 

P. S. Fajnie jakby z obsługą można było dogadać się po angielsku i w lokalu były takie wersje menu. 


Reposted from hormeza

Obudziłam się dzisiaj ze straszliwym poczuciem pustki. Jakbym przez noc została przeszyta przez całe przemijanie. Tak głęboko, że nic nie ma znaczenia. 

 

Nie mam powodów do smutku. Moje życie jest spokojne. Mam najwspanialszego partnera na świecie. Wspaniałych przyjaciół. Prace, która uwielbiam i w której jestem coraz lepsza. Nie jestem bogata, ale już nie głoduję. A przywyklam wręcz í do głodu w życiu. Wszystko się układa. Nie ma żadnego dramatu. A jednak czasem wszystko we mnie zostaje zalane fala smutku. 

Moje życie poznaczone było licznymi tragediami. Śmiercią najbliższych, lękiem o innych. Czasem zastanawiam się, czy po prostu nie umiem żyć, gdy nastaje spokój. Zawsze, jak w piosence Florence, przywyklam do życia w chaosie. Myślałam, że to przez niego nieraz muszę cały dzień przepłakać.  Read More »


Reposted from hormeza

Z dziennika chorobowego:

Na Isladnii jedyna wiosna, jaką mamy, nazywa się wiosną głupców. Bowiem oficjalnie istnieje tu tylko zima i lato, którego poczatek świętuje się hucznie pod koniec kwietnia. 

Ale jest też wiosna głupców. Znasz ją, gdy mieszkasz na tej skale pośrodku oceanu przez kilka lat, a i tak zawsze się nabierasz. Zawsze, zawsze pod koniec lutego czujesz, że to juz. Zima nas opuszcza. Przyszło słońce i topią się lody. Od paru dni nie wieje. I światło, przecież jest tyle światła! Po mroku grudnia i stycznia każda minuta więcej pomiędzy wschodem a zachodem jest jak podskórny wybuch solarny. I nawet ci nie żal, że przez krótsze noce nie będziesz oglądać zorzy. Czujesz siłę rodżacych się jagniąt i wypatrujesz sieweczki złotawej, która jest niechybnym znakiem począyku lata. Wiosna! Oto wiosna, przecież zaraz zobaczysz przebiśniegi, krokusy, które tutaj kwitną trochę później w ogródkach, ale jednak.... Read More »


Reposted from hormeza

Z dziennika chrobowego:

Zawsze, gdy choruję i poczuję się odrobinę lepiej, muszę sobie udowodnić, że żyję. Że mogę. Że wentyluję płuca nie tylko dla samego oddychania rozbijanego o mitochondria- ale w tej wymianie gazowej, w moim zyciu, chodzi o coś więcej. 

O radość. O czułość, miłośc. O troskę. 

Gdy tylko mogę wstać z łóżka bez mdłości i zawirowań w głowie, gdy mogę złapać kilka oddechów pomiędzy kolejnymi atakami kaszlu i mogę przełknąć więcej wody naraz, od razu krąży we mnie więcej życia. Nie tyle co zwykle. Życie płynie moimi żyłami w dwójnasób. Na co dzień stykam się ze śmiercią, obserwuję umierających, ludzie konali na moich rękach. I nie mogę powiedzieć, że wiem, co czują, gdy uda im się pokonać śmiertelna chorobę. Ale czasem myślę, że to namiastka. Życie docenia się w zatknięciu z tym, co ostateczne. Swoje ciało kocha się bardziej i człowiek czuje się też i ciałem, gdy czuje, że ono potrafi walczyć. Jest silne. Read More »


Reposted from hormeza



I've look at the life from both sides now

From up and down, and still somehow

It's lifes ilusions I recall

I really don't know life at all

 

***

 

Dziś nikt nie powie za mnie tego lepiej, niż Joni. 


Reposted from hormeza

Będąc zwyczajnie chorą na zwykłą angine myślę, że doświadczam tylko ułamka cierpienia fizycznego, ułamka tego, które zdarza mi się obserwować na co dzień. 

Ile potrafi znieść ludzkie ciało? 

Ile przez cierpiące ciało może znieść dusza? 

 

Cierpienie nie uszlachetnia. Cierpienie upadła, cierpienie jest po prostu cierpieniem. Nie ma w tym wyższego celu. 

Tym bardziej rodzi to we mnie czułość. 

Nie mam zamiaru użalać się nad sobą. Mam zamiar jak najszybciej wyzdrowieć z banalnej choroby, by móc dotykać z czułością, rozdawać tyle uśmiechu i ciepła, ile się da,tyle ile mogę na moim oddziale chorych na raka. Zebrać tyle energii na nowo, by móc ja dawać też tym, których kocham. 

 

Cierpienie, smutki....nie ma w nich nic szlachetnego. Chyba, że rodzą w nas ciepło inne, niż gorączka. 

 

Być może dziś bredzę. Read More »


Reposted from hormeza