Stoję przed lustrem i dotykam po kolei
Niebolesnego szlaku rozstępów
Pełnych cierpienia galaktyk siniaków
Rozrywam usta w uśmiechu i koloruję powieki
Przywdziewając maskę błazna
Cały czas wmawiam sobie
Próbuję być dobrym człowiekiem
Ale wiem
Że bez problemu zjadłabym ochłap
Ludzkiego mięsa gdyby to mój samolot
Lądował awaryjnie w Andach
Patrzyłam w oczy ludziom w agoniach
Pozwalałam im odejść na zawsze
Modliłam się bez bogów o ich śmierć
Wybielając siebie w tej historii
Nie mogąc znieść prawdy o tym
Że tak naprawdę morderstwo
Jest po mojej stronie
Wiem że moja chciwość doznań
Kiedyś mnie zgubi
Nie bede potrafiła zatrzymać
Nieokreślonego w kwantowym równaniu
Wektora ruchu za daleko wyciągniętej ręki
Dotyku wsadzonego w rozwartą
Muszlę ostrygi bo
Pragnę tak bardzo dotknąć
Chcę doznać najczulszej miękkości
Pod najtwardszą skorupą
Zawsze za późno cofam palec
Wsadzony między drzwi a framugę
Straciłam tak już czubek tego najmniejszego
Przyrósł się nierówną blizną
Lecz wiem doskonale
Że pewnego dnia urwę sobie całą dłoń
I będę dziwić się co właściwie się stało
Stoję przed lustrem widząc coraz starsze ciało
Siebie poznaczoną doświadczeniem
I wiedzą że nie wszystko jest linią prostą
Z punktu A do ostatecznego happy endu
Myślę o tym jak w miejscu w którym żyję
Nie można tresować tygrysów i
Płacić komuś za striptiz czy seks
Ale można zabijać całe stada
Wymarłych prawie wielorybów
Powiedz mi więc jak mam wierzyć w dobro
Etykę i najsurowsze moralnie prawo
Dlaczego mam się starać i
W którym kierunku biec
Gdy woła mnie przedziwne pragnienie i
To szarpiące uczucie w sercu i trzewiach
Gdy woła przeciwnie
Mój lęk przed rozmazaniem i zaplamieniem
Własnego obrazu dobrej dziewczynki
Która złamie sobie serce i nogę by tylko
Nie podnieść o ton za nisko głosu
Być może znalazlam już najlepsze wyjście
Pewnego dnia odejdę i pozbieram
Kości wielorybów wyrzucone na brzeg
Strzępy szarej skóry i spieniony tłuszcz
Ze zbędnych fiszbinów zbuduje sobie klatkę
W której nie będzie żadnego lustra
Stanę się Świętym Antonim w Pustelni
Ojcem Pustyni i Matką Własnej Głupoty
Ne będę nikomu ani sobie samej
Patrzeć więcej w oczy
Zabiję swój wstyd najgorszym głodem
Reposted from hormeza