2 lata bez podróży.
I oto dzisiaj, w sabat Samhain wracam na stare śmieci.
Kocham atmosferę lotniska. To tutaj życie jest całkowicie wyrwane z ram normalności. Ludzie witają się i żegnają. Jadą na wakacje albo czyjś pogrzeb. Na tym, w Keflaviku, zaczynałam swoją islandzka przygodę. Pracowałam tu półtora roku. Czuję się jak u siebie. I mam nadzieję, że tak samo poczuję się w Poznaniu. W moim dawnym domu.
Tyle lat temu, w święto Samhain miałam nadzieję że ktoś, kogo kocham, przeżyje. Odszedł parę dni później. Pamiętam to jak dziś. Ale nie czuje bólu. Może dlatego, że dominuje we mnie uczucie ekscytacji, radości, że spotkam tych, którzy przeżyli. Którzy przyszli potem. Których kocham. Nie mogę się doczekać aż przytulę Ją do serca i tym razem nie będę się bronić, nie zaniecham ruchu.
Islandia jest moim domem, ale cieszę się, że choć na tydzień wrócę na stare śmieci. I będę celebrować życie.
Życzcie mi spokojnego lotu.
Reposted from hormeza