Jak mam to nazwać? Jak mam to ułożyć?
Gdy dwoje najbliższych mi na świecie ludzi gubi się w nadchodzącej śmierci zimy, tuż przed odrodzeniem, gdy tracą siły? Jak nazwać te cudze pustki, które już tyle razy przeżywałam, cudzą walkę o utrzymanie się na powierzchni i moją obserwację, czuwanie jak w godzinie duchów? Jak nazwać czuwanie, które niewiele zmienia, bo nawet jeśli najbardziej kochasz, oni muszą stoczyć swoje bitwy samotnie? Gdy jednocześnie czuję bezsilność i nadzieję, nieustającą nadzieję, wiarę i czułość która aż się wytapia w gorących łzach?
Jak to nazwac? Jak to ułożyć?
Gdy jeden właściwie obcy człowiek, którego odważyłam się naiwnie i szybko pokochać sprawia, że czuję się jak papierek po zjedzonym cukierku wrzucony do kosza, jak odpadek? Gdy drugi właściwie obcy mi człowiek, poznany tam gdzie nie powinnismy się poznać, troszczy się o mnie dyskretnie, by mnie nie spłoszyć? Gdy widzi we mnie człowieka a nie pusty pergamin do zalania za jaki zaczęłam się uważać? I gdy tego człowieka a nie pergamin chce objąć czułością, przemówić językiem, który doskonale rozumiem? Gdy ja sama wędruję między złamanym sercem a zaufaniem, którego nie mogę zahamować? Gdy wędruję między lękiem a nadzieją, skacząc po pięcioloni własnego serca aż braknie mi tchu, aż do drżenia? Read More »
Reposted from hormeza