Pierwszy dzień wiosny.
Dzień poezji.
Twoje urodziny. Po raz pierwszy od tylu lat nie powiem tego, ile czułości mam dla Ciebie w sercu. Jak bardzo Cię kocham, jak jesteś dla mnie ważny. Nie powiem o tym, jak pragnę, żeby świat był dla Ciebie spokojniejszym miejscem, pełnym ciepła. Jak wierzę, że mimo wszystko masz ciepło w sobie.
Rozerwanie więzów tej przyjazni za obopólną zgodą było najlepszym wyjściem. Ty o tym wiesz, ja o tym wiesz. Tęsknota wypełnia dziurę przestrzeni pomiedzy nami, tęsknota wypełnia tę ciszę.
Księżyc dzisiaj wszedł w nów. Nie widać jego światła, choć jest przecież jak zwykle na miejscu. Mam nadzieję, że nigdy nie zapomnisz. Tak samo jest ze mną.
Jestem Twoim księżycem.
Jego głowa waży kilka ton, gdy opiera ją o moje ramię. Taki właśnie jest ciężar lęku. Słowo "przerzut" mianuję jako pierwsze w kategorii "najgorsze słowa 2023 roku", choć nie ma jeszcze półrocza.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że od tego właśnie jednego słowa połączonego z lękiem nie uwolnimy się do grudnia. Albo i dłużej.
Wzdycha, jakby wciągał powietrze do płuc przed skokiem do oceanu. Przyciągam go więc do siebie. Będę jego oceanem czułości, bo pijany mówi, że zakochał się we mnie, jakbym była jego siostrą. Jestem nią przecież, mówię sobie w duchu. Czas nie ma tu znaczenia. Nie obchodzi mnie jego wyznacznik. Nie w tym wypadku.
Stajemy się swoimi bezpiecznymi miejscami, nawzajem. Gdy ma wypadek, pozornie zwykły, biegnie więc do mnie, żebym kołysała go przez moment, jak dziecko, obok którego wybuchła petarda. Stoimy w kuchni, przez moment, a lęk przepływa miedzy nami wolno jak delty rzeki, dzieląc się na pół. W nim maleje, we mnie rośnie przepływ. Tak to ma wyglądać. Mąż czeka spokojnie na nas, wie, że ten moment musi wybrzmieć. Skończyć się parę oddechów później. Zjemy spokojnie obiad. Read More »
I w końcu rozumiesz, że nie istnieje żaden magiczny guślarski sposób, by uniknąć nocy.
Po prostu niektóre zachody słońca stają się tak długie, że zdają się być wiecznością. Jakby nie miało nadejść, jakby w tym różowym spokoju można było trwać zawsze.
Ale oto zmierzcha. W końcu zrobi się ciemno i cicho. Umilkną dzienne ptaki, rozedrze to tylko straszliwie krzyk płomykówki i słodka melodia słowika.
Czekając na trel skowronka, będziesz się zastanawiać, czy na świt bedziemy czekać równie długo.
Jak bardzo zmarzniemy?
Czy go doczekamy?
A może rozejdziemy się w ciemności, każde w swoja stronę, nie widząc już nigdy, gdzie drugie postawiło stopy?
Odkrywajmy nazwajem swoje tajemnice niczym nieznane lądy pełne piękna tak jak Leif odkrywał Vinlandię.
To, co ma trafić do naszego serca, znajduje nas wtedy, gdy najbardziej tego potrzebujemy.
And I drink a little too much, it makes me nervous,
I've got my grandfather's blood,
And I take a little too much, without giving back,
If blessed are the meek then I'm cursed.
I want to learn how to love
Not just the feeling
bear all the consequences
And I want to learn how to love,
And give it all back,
And be forgiven for all I've done.
Ostatnie rzeczy, które chcemy wypowiedzieć w pożegnaniu, nie ułożą się w słowa
Nie ułożą się w zdania
Nie mieszczą się nawet w oddechu
Idąc z kawą po korytarzu oddziału usłyszałam jak ktoś za mną woła.
Prince Polo!
( Na Islandii ten wafelek jest bardzo popularną częścią kultury)
Zamarłam. Tylko on tak za mną wołał, co oburzyło dziewczyny z mojej pracy, bo była w tym jakaś pogarda co do imigrantki. Pacjent, który w momencie utraty zmysłów przez inną niż rak chorobę chciał mnie kupić. Ten, który potem przeprosił, gdy leki psychotropowe trochę go ustabilizowały. Ten, któremu pochopnie, żartem, rzuciłam "pójdziemy na kawę jak wyzdrowiejesz", gdy spotkałam go przed oddziałem.
Zamarłam, sądząc, że przyszedł odebrać obietnicę. Człowiek, przez którego uniosłam się kobiecą dumą, bo przecież nie jestem towarem. I któremu szybko wybaczyłam przez okoliczności. W końcu łatwo duma zabiera we mnie głos- ale przecież zawsze wybaczam i mam tyle czułości, gdy tylko widzę, że ktoś chce. Chce naprawić. Chce mnie w swoim życiu. Czasem wystarczy jedno zdanie i pokazanie, że się chce mojej obecności. Nawet w najbardziej szorstki sposób. Read More »
W nowiu śnię o świetle księżyca i prześladuje mnie ta jedna piosenka. Gdzieś przypadkiem usłyszana w radiu, w bunkrze w pracy na randomowej playliście, nucona przez przechodnia na ulicy. Odpowiednia muzyka często zjawia się sama tam, gdzie powinna, we właściwym czasie. Podobnie jak wszystkie inne rzeczy, jeśli chcemy tylko je dostrzec.
Jest więc w mojej głowie Moon river, zasadzone tam przez świat jak małe ziarenko. Znajduję w tych dźwiękach spokój.
Znajduję go w wielu miejscach zresztą. Wydobywam go w przeświadczeniu, że znowu znalazłam to, co w moim życiu najważniejsze i przypomniałam sobie, że za niczym nie muszę gonić. Wydobywam spokój spod bólu i tęksnoty. Widzę go w pierwszych przebłyskach wiosny. Dostaję go aż w nadmiarze w każdym z gestów czułości tych najbliższych i tych dalszych, bo jednak można mnie kochać. Czuję, jakby od piątku świat chciał mi przekazać, że wszystko będzie w porządku. Każdy cierń można wyciągać, jeden po drugim z serca, a rany się zaleczą. Wszystko się ułoży i jest tyle powodów do uśmiechu. Tracąc, nawet najboleśniej, można dalej przecież żyć. Read More »
Ten kawałek zawsze zjawia się, przypadkiem, gdy go potrzebuję. Dzisiaj, po trudnym poranku, po prostu usłyszałam go w radiu, jadąc do pracy.
Will I choose water over wine
And hold my own and drive?
Zawsze wraz z nim zjawia się też myśl o tobie. Mogę się nią ogrzać, gdy zimno smutku dociera prawie do kości. Przypominam sobie o miłości. Przypominam sobie o równowadze i wzajemmości.
Whatever tomorrow brings I'll be there
With open arms and open eyes
Trying to breath
Trying to breat
Trying to breath
Mogłabym być dziś nim, Keatonem, w tym aucie, z tym bólem, z tym smutkiem. Oddalając się ostatecznie od miejsca, gdzie rozdarłam serce i zostawiłam sporą jego część na ziemi, gdzie zapewne zgnije.
Więc jeszcze jeden toast, dobrze?
Za dobre decyzje, które ranią bardziej niż wszystko inne.
Wiesz, że one są dobre, konieczne, gdy spod tego okropnego bólu i łez wydobywasz jeszcze jedno uczucie- ulgę.
Za zamknięte drzwi, ale wiecznie otwarte okna.
I jestem tak jak Keaton w Epilogue, na koniec, próbując oddychać mimo wszystko, oddychać, z bólem po rozdartej i na nowo zrastającej się klatce piersiowej. I tak jak Keaton wierzę w jedno, jedyne przesłanie. Wierzę nieustannie.
Be kind.
Z cyklu: żaden wiersz dzisiaj nie poruszy mnie bardziej.
Bertol Brecht, w przekładzie kolejno Jakuba Ekiera i Piotra Sommera.